13:42

Gofry z mąki ryżowej - przepis

Gofry z mąki ryżowej - przepis
Nie masz pomysłu na śniadanie, lunch lub deser? Mam idealną propozycję, która wbrew wszelkim pozorom zajmuje naprawdę bardzo mało czasu, jeżeli chodzi o przygotowanie. Tak naprawdę najwięcej czasu zajmuje już sama obróbka termiczna.
Nie wiem jak Ty, ale ja gofry po prostu uwielbiam. Co prawda jem je bardzo rzadko, ponieważ najczęściej (do tej pory!) jadałam je po prostu podczas wakacji. Próby przygotowania ich samodzielnie w domu, nigdy nie kończyły się w taki sposób, jakbym chciała. Oczywiście moje wcześniejsze wyroby"gofropodobne" z goframi jedyne co miały wspólne to smażenie w gofrownicy i ewentualną krateczkę, która również nie wychodziła na wszystkich wypiekach.
Nie zanudzając Cię dłużej moimi nieudanymi, kulinarnymi eksperymentami przejdźmy do sedna!

Obowiązkowo potrzebujesz:

  1. 60 gram mąki ryżowej
  2. Dwa jajka
  3. Proszek do pieczenia (jedną płaską łyżeczkę)
  4. Substancję słodzącą (cukier, ksylitol, cokolwiek!) dwie łyżeczki
  5. 20-30 ml wody
  6. Odrobinę oleju - najlepiej sprawdzi się taki w spray, jedynie do spryskania gofrownicy.
  7. I najważniejszy punkt: gofrownica.
Dodatkowo:
  1. Jogurt naturalny (lub w wersji kalorycznej i nie fit: nutellę, śmietanę, cokolwiek)
  2. Masło orzechowe 
  3. Owoce - w moim przypadku truskawki
  4. Ewentualnie jakąś posypkę.
Sposób przygotowania:
  1. W pierwszej kolejności ubijamy białka jajek na sztywną pianę. 
  2. Dodajemy żółtka i jeszcze chwilę mieszamy wszystko mikserem, następnie wlewamy wodę i również jeszcze chwilę używamy miksera.
  3. Dodajemy pozostałe składniki i bardzo delikatnie wszystko razem mieszamy (robię to zazwyczaj sylikonowym wybierakiem do ciasta)
  4. Na rozgrzaną gofrownicę wylewamy ciasto i... po mniej więcej 7-10 minutach gofry są gotowe. Pamiętaj, że czas smażenia jest zależny od Ciebie i Twojej gofrownicy.
Jeżeli spróbujesz przepisu, koniecznie daj znać jak Ci wyszło i czy smakowało!



20:24

Postanowienia na kolejny miesiąc: luty.

Postanowienia na kolejny miesiąc: luty.
Dzisiaj będzie bardzo krótko, ale za to konkretnie. Drugi miesiąc roku trwa już ponad tydzień, moja lista z postanowieniami leży zrobiona i czeka na publikację od trzydziestego pierwszego stycznia, jednak przyznaję się bez bicia... Źle zorganizowałam sobie publikację postów. Mam nadzieję, że uda mi się kolejną taką listę opublikować pierwszego dnia, nowego miesiąca... no najpóźniej drugiego. Chciałabym na początku i końcu każdego miesiąca publikować plany i podsumowanie, a nie chcę Was codziennie męczyć nowymi postami. Możliwe, że będę te dwa teksty łączyć jako jeden. Muszę to jeszcze przemyśleć, a jeżeli Wy macie jakieś uwagi co do tego, śmiało piszcie!

Bez zbędnego gadania, przechodzę do moich dziesięciu punktów na luty:
  1. Przeczytać trzy książki
  2. Wypijać co około 1,5 litra wody dziennie i dwa kubki zielonej lub białej (albo naprzemiennie) herbaty
  3. Przygotowywać sobie wcześniej posiłki do pracy.
  4. Jeść śniadania przed wyjściem z domu.
  5. Podjąć się wyzwania z książki ("toniejestdieta" autorstwa Anny "Wilczo Głodnej" Gruszczyńskiej)
  6. Obejrzeć trzy filmy | jedną dramę
  7. Nauczyć się czegoś nowego z Excela.
  8. Nauczyć się w końcu alfabetu koreańskiego.
  9. Zastąpić jeden z posiłków warzywnym/owocowym/warzywno-owocowym smoothie.
  10. Chodzić wcześniej spać! Ok. 23.00 na początek.
A jakie są Wasze plany na ten miesiąc? Macie jakieś postanowienia lub zadania do wykonania? Myślę, że zadania na luty mam bardziej przemyślane niż na styczeń i tym razem nie wychodzę z założenia, że wszystko musi mi się od razu udać. Mam na myśli to, że niektóre z tych punktów to nawyki, które chcę wprowadzić do swojego życia. Nie mam więc co czuć się załamana, jeżeli na dwadzieścia dziewięć dni, trzy czy cztery razy zdarzy mi się jednak wyjść z domu bez tego śniadania. Oczywiście zamierzam dać z siebie sto, jak nie więcej procent. W końcu to wszystko jest tylko i wyłącznie dla mojego dobra. ;)

12:59

Jak wybrać salę na wesele?

Jak wybrać salę na wesele?
Po ochłonięciu z emocji płynących z oświadczyn, przychodzi czas na organizację całości. Możecie zacząć od ustalenia daty, a dopiero później rozpocząć poszukiwania swojej wymarzonej sali lub na odwrót. Znaleźć pierw pomieszczenie, w którym będzie miało się odbywać przyjęcie weselne i pod nie ustalić datę. To, od czego zaczniecie jest Waszą indywidualną sprawą. Nim jednak zdecydujecie się na zarezerwowanie jakiegokolwiek miejsca, warto zwrócić uwagę na kilka istotnych szczegółów.
Nie powiem, jaka sala hotelowa, dom weselny, restauracja itd., będzie dla Was idealny i w jaki sposób taki znaleźć. W końcu to Wy wiecie, czego oczekujecie od tego miejsca i jakie ma ono być, abyście zapamiętali tę noc do końca swojego życia. A… jeżeli jeszcze nie wiecie, to zaraz Was odrobinę nakieruję.
  1. Motyw. O ile oczywiście jakikolwiek chcecie mieć. Gdy ustalicie między sobą, w jakim stylu ma być cała uroczystość jak i wesele, dużo łatwiej będzie Wam się na cokolwiek zdecydować. W końcu nie będziecie wybierać pośród wszystkich ofert, a pośród tych konkretnych, które pasują do Waszej wizji. Od razu wykreślicie wszystkie te miejsca, które nie pasują. Poza tym nie tyczy się to tylko wyboru miejsca, a tak naprawdę całej organizacji. Ustalenie motywu ułatwia, ale może się też okazać, że będziecie mieli z czymś problem. Dlatego nie szalejcie, przemyślcie wszystko dokładnie i podejmijcie decyzję.
  2. Liczba gości. Bez tego ciężko zacząć poszukiwania. W końcu nie każda sala zmieści dwieście osób, a niektóre będą po prostu za duże na przyjęcie dla sześćdziesięciu gości.
  3. Przeszukaj internet lub popytaj znajomych, ale nie umawiaj się na spotkania we wszystkich miejscach. Stwórzcie listę miejsc, które najbardziej Wam odpowiadają. Pooglądaj zdjęcia, poczytaj opinie. Wykonajcie kilka telefonów pytając o to, co Was najbardziej interesujcie. Po pierwszych weryfikacjach stwórzcie listę trzech miejsc, które chcecie zobaczyć na żywo i przeprowadzić rozmowę z właścicielem lub managerem.

Po wybraniu swoich faworytów nadchodzi czas na umówienie spotkań, zadanie wszystkich nurtujących nas pytań i przede wszystkim zobaczenie i ocenienie pomieszczenia już na żywo, a nie tylko na zdjęciach umieszczonych na ich stronie lub portalach ślubnych. Na co zwrócić uwagę przy oglądaniu restauracji i rozmowie z managerem?
  1. Miejsce do tańca. Wesele to głównie impreza taneczna jakby nie było i bardzo dobrze będzie, jeżeli pomieszczenie będzie miało do tego wystarczającą powierzchnię. Wyobrażasz sobie ściskanie się i obijanie o krzesła lub stoliki? To nic przyjemnego. W dodatku zwróć uwagę na to czym jest pokryta powierzchnia taneczna. Nie może to być nic śliskiego i chociaż wydaje się to oczywiste… nie zawsze takie jest dla pozostałych. Niektóre płytki wyglądają bajecznie, ale gdy wejdziesz na nie w butach na obcasie, nagle okazuje się, że nogi rozjeżdżają Ci się we wszystkie możliwe strony. ;)
  2. Czy czas trwania imprezy jest odgórnie ustalony? I ile kosztuje każda dodatkowa, rozpoczęta godzina po wyznaczonym czasie.
  3. W zależności od wielkości lokalu w jakim będziecie wyprawiać wesele, warto się dowiedzieć czy przypadkiem nie odbywa się w tym samym czasie, żadna inna impreza, mogąca mieć wpływ na Wasze przyjęcie.
  4. Do której godziny na sali będzie obecny manager. Nie życzę tego nikomu, ale może się zdarzyć, że będzie jakiś problem, że coś pójdzie nie tak jak to sobie ustaliliście przed wielkim dniem. Ważne, abyście nie musieli się stresować i aby podczas wesela była osoba, która będzie mogła się tym zająć lub wyjaśnić jakieś niezgodności.
  5. Czy na terenie obiektu znajduje się agregat prądotwórczy? Może on się w ogóle nie przydać, ale może się okazać, że będzie obowiązkowy. W okresie letnim, gdy z roku na rok przychodzą coraz to silniejsze burze, istnieje prawdopodobieństwo, że coś może się uszkodzić. Gdy nie ma agregatu może być problem z dalszą zabawą.
  6. Jakie napoje i w jakiej ilości będą podawane podczas przyjęcia, czy są wliczone w cenę talerzyka, czy może musicie za nie zapłacić dodatkowo lub samodzielnie zakupić i dostarczyć do lokalu wraz z alkoholem?
  7. Czy płaci się za stłuczoną zastawę, kieliszki i szklanki? Jeżeli jak to ile.
  8. Czy dekoracja jest wliczona w cenę? Jeżeli nie to jaka jest to cena i czy w ogóle sala się tym zajmuje. Warto też ustalić co właściciel uważa za dekoracje pomieszczenia.
  9. Czy w lokalu znajduje się chłodnia na ciasto i tort?
  10. ALKOHOL. Czy pomieszczenie w którym będzie przechowywany, jest zamykane? Czy liczone jest korkowe, jeżeli tak to ile złotych za butelkę i jakiej wielkości? Czy alkohol na pewno będzie schłodzony?
  11. Czy w restauracji znajduje się sejf? Jest wliczony w cenę, czy dodatkowo płatny?
  12. Ile osób ma dostęp do pokoju nowożeńców? Zazwyczaj to właśnie do niego przenoszone są wszystkie telegramy oraz prezenty. Warto też dowiedzieć się czy taki pokój jest wliczony w cenę, chociaż teraz to chyba już norma. Do której godziny z pokoju trzeba się wymeldować?
  13. Jeżeli zostanie jedzenie, to czy można je odebrać i do której godziny. Jaki jest koszt zapakowania jedzenia i do kiedy trzeba oddać pojemniki.
  14. Jaka jest marża za tort i ciasto, jeżeli będziecie chcieli kupić je w innej cukierni niż ta, z którą współpracuje restauracja lub, które ona wyrabia.
  15. ZAIKS. Czy opłaca go restauracja? Jeżeli nie to jeszcze nic straconego, możliwe że DJ lub zespół, który wynajmujecie tym się zajmuje, a jeśli nie to zawsze możecie zapytać czy się tym zajmą, a wy dodatkowo za to zapłacicie.


Wydaje mi się, że o żadnym ważnym pytaniu nie zapomniałam. W momencie gdy coś mi się przypomni od razu to dopiszę i dam Wam znać, że to zrobiłam (na mojej stronie na facebooku lub na instagramie – tam bywam właśnie najczęściej), prawdopodobnie zaznaczę też w poście, że był edytowany i co takiego zostało dodane. Pamiętajcie, aby przed podpisaniem umowy dokładnie wypytać o wszystko co Was tylko interesuje. W tym momencie nie ma głupich i mało istotnych pytań. Wszystko co tylko przyjdzie Wam na myśl jest ważne.

Jeżeli jesteś już po weselu, albo się do niego szykujesz daj znać czy przychodzą Ci do głowy jakieś pytania, które zostały przeze mnie pominięte.

20:59

Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji.

Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji.
Muszę szczerze powiedzieć, że zastanawiam się dlaczego przeczytałam tę książkę dopiero w styczniu. O ile pamięć mnie nie myli kupiłam ją jakoś na przełomie lutego i marca, od tamtego czasu zabierałam się za nią już kilkakrotnie. Czytałam pierwszy rozdział i odkładałam na bok, ponieważ ciągle miałam coś ważniejszego do zrobienia i szczerze mówiąc odrobinę obawiałam się, że mnie zawiedzie. Odstawiłam więc ją na jakiś czas i ponownie sięgnęłam po nią podczas podróży poślubnej, gdzie po zalaniu napojem ponownie poszła w odstawkę. W dwa tysiące siedemnastym roku ponownie wyciągnęłam po nią dłoń i w końcu przeczytałam.
Jeden dzień. Dokładnie tyle wystarczyło mi na jej przeczytanie. Trochę żałuje, że nie zmobilizowałam się do wcześniejszego przeczytania tej książki, bo im dłużej leżała na regale tym bardziej byłam pewna, że się zawiodę. Dlaczego? A no bo koreańską pielęgnacją interesuję się od dłuższego czasu. I miałam racje. Ciągłe jej odkładanie nie pomogło, a ja może nie tyle jestem zawiedziona co… po prostu wiedziałam już to, czym postanowiła się z nami podzielić Charlotte Cho.   
Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji.” jest naprawdę fajną książką, jednak dla tych osób, które to dopiero rozpoczynają swoją przygodę z koreańską pielęgnacją. Wówczas z pewnością wyniosą z niej mnóstwo wiedzy, chociaż początkowo mogą odczuwać skutki chaosu informacyjnego, ale po poukładaniu sobie świeżo co zdobytej od Charlotte nauki zaczną inaczej traktować swoją skórę.
W książce znajdziemy kilka znanych nam sloganów, które promowane są nie tylko przez Koreanki.

Ładna skóra, to zdrowa skóra. Opalenizna szkodzi. Pij więcej wody. Nie pal papierosów. Ogranicz alkohol. Chroń skórę przed czynnikami zewnętrznymi.


Znasz to? Oczywiście! To tylko kilka przykładów, ale moim zdaniem są to podstawy podstaw. Nie od dziś wiadomo, że gdy chcemy być piękne nie wystarczy nałożenie kremu na twarz, a działanie z każdej możliwej strony. 
Dziesięć kroków koreańskiej pielęgnacji może początkowo przerazić. No bo dziesięć? Jak to dziesięć, kiedy znaleźć na to czas? Autorka próbuje nas przekonać, że wcale tak dużo czasu nie potrzeba na wykonanie wszystkich etapów. Zaznacza również, że niektóre z nich wykonuje się tylko kilka razy w tygodniu, lub nawet rzadziej – w zależności od indywidualnych potrzeb cery. Podpowiada nam również, aby nie sugerować się produktami polecanymi przez koleżanki i przyjaciółki, ponieważ każda z nas jest inna i każda z nas ma inne potrzeby. Kolejną sprawą na jaką zwracana jest uwaga to, to aby traktować pielęgnację jako swoistego rodzaju rytuał, relaks i odprężenie. Lubię takie podejście, w końcu robimy to dla siebie, dla swojego dobra, dla swojego piękna. Traktowanie pielęgnacji jako przykrego obowiązku już na starcie nas zniechęca, ale tak właściwie dlaczego? Przecież wklepywanie tych wszystkich specyfików w swoją twarz to tylko przyjemność!
Nie powiem Ci czego nauczyłam się z „Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji.”, ponieważ wiedziałam to już wcześniej, ale powiem Ci czego Ty między innymi możesz się nauczyć.

1. Matowa twarz wcale nie wygląda na zdrową twarz.
2. Filtry nie są przekleństwem, a naszym ratunkiem.
3. Nie ma obowiązku korzystania z kosmetyków jednej firmy, zawzięcie kolekcjonując jedną serię pielęgnacyjną. 
4. Jedno oczyszczanie to za mało.

Są to cztery punkty, które moim zdaniem  były/są ignorowane i na które warto zwrócić uwagę. Nie są to jednak jedyne lekcje, które wyniesiesz po przeczytaniu tego poradnika. Przyjęło się, że mat na twarzy jest czymś pożądanym, a błyszcząca się cera wcale nie wygląda ładnie. Teraz tak serio. Widziałaś kiedyś naturalnie matową buzię? 
Co w szczególności mi się spodobało w książce? To, że autorka nie skupiała się tylko i wyłącznie na pielęgnacji. Nie ma tam samych suchych faktów. Charlotte Cho opowiada nam odrobinę o swoim życiu w Ameryce i Korei. Dzieli się z nami, popełnianymi dotychczas błędami. Poza przekazaniem nam wiedzy o samej pielęgnacji, przybliża nas odrobinę do Koreańskiego świata. Nie. Po przeczytaniu tej książki nie będziesz nagle wiedzieć wszystkiego na temat Korei Południowej, ale z pewnością zapoznasz się odrobinę z mentalnością Koreańczyków.
Podoba mi się to, że autorka dzieli się z nami listą swoich ulubionych kosmetyków, z której na pewno skorzystam! I podpowiada jakie miejsca trzeba odwiedzić będąc w Korei. Ostatni rozdział, który jest właśnie temu poświęcony, podoba mi się najbardziej, ponieważ wycieczka do Korei jest moim małym marzeniem, a raczej celem, który zamierzam prędzej czy później osiągnąć.
Czy polecam książkę? Tak! Jak wspominałam wcześniej, w szczególności tym, którzy dopiero co rozpoczynają swoją przygodę z Koreańską pielęgnacją cery. Na pewno będzie też miłą i lekką lekturą dla osób ogólnie interesujących się tym krajem, jednak również dla początkujących.
W dziesięciopunktowej skali, książkę śmiało oceniam na 9 punktów, ale dla laika.
Dla kogoś bardziej zagłębionego w temat… Książka, którą można potraktować jako przerywnik.  Pióro autorki jest lekkie, dlatego też szybko i przyjemnie się ją czyta. A dodatek ilustracji i mnóstwa różowego koloru sprawia, że pozycja jest po prostu aegyo. ;)

18:28

Opuchlizna oczu? To przeszłość | EYE GEL SKIN79

Opuchlizna oczu? To przeszłość | EYE GEL SKIN79
Opuchnięte oczy to mój największy problem, jeżeli chodzi o tę okolicę buzi. Mam te szczęście, że sińce dopadają mnie dopiero, gdy zarwę nockę. Opuchlizna jest za to, a raczej była stałym bywalcem na mojej buzi, a ja ciągle broniłam się, zapierając się rękoma i nogami przed kremami przeznaczonymi do pielęgnacji okolicy oczu. Kiedyś powiedziała mi, że im szybciej zacznę stosować różnego rodzaju kosmetyki tym trudniejsze i większe problemy będę miała w przyszłości. Teraz obie jesteśmy mądrzejsze i znacznie bardziej douczone, a krem pod oczy nie jest mi już straszny. Wręcz przeciwnie. Stał się moim najlepszym przyjacielem!
Producent pisze: Żel pod oczyz kompleksem PINK FLOWER. Dostarcza skórze składników mineralnych. Wygładza i niweluje brzęki. Dla każdego typu cery. Specjalnie zakończony aplikator pozwala na precyzyjny masaż. Stosować rano i wieczorem.

Na początku zaznaczę, że jest to mój pierwszy krem (a raczej żel) pod oczy, także nie mam porównania. Możliwe, że przez to będę się zachwycać, aż za bardzo… Dziś opowiem Ci o żelu do oczu od SKIN79. Prawdą jednak jest, że żel faktycznie działa i stał się moim ulubieńcem. Jego największą zaletą jest aplikator z małymi, metalowymi kuleczkami, dzięki którym wmasowujemy żel w delikatną skórę wokół oczu. Dodatkowo zapewnia on przyjemne chłodzenie, które również ma wpływ na zmniejszenie opuchlizny.

Drugim, ważnym dla mnie, plusem jest szybkość jego wchłaniania. Dzięki temu rano, jak i wieczorem nie musimy długo czekać z kolejnymi krokami pielęgnacji. Co jest równie ważne: przy regularnym stosowaniu, żel daje widoczne efekty. W dodatku opuchlizna pod oczami z czasem stała się mniejsza, skóra jest bardziej nawilżona i miękka – efekt wygładzenia jest widoczny. A po zmęczonym spojrzeniu, nie ma śladu.
Żel znajduje się w typowym opakowaniu dla kremów pod oczy – mała, zakręcana tubka. Jego pojemność to 15g, jednak jest bardzo, ale to bardzo wydajny. Mam go mniej więcej od końca czerwca, początku lipca. Wydaje mi się, że jeszcze na cały luty wystarczy. No i tutaj rozpoczyna się rozpacz, ponieważ krem jest już niedostępny u dystrybutora. Jego regularna cena to 130zł, mi się udało zakupić go właśnie na wyprzedaży za 39zł. Znalazłam go jednak jeszcze na stronie Douglasa za 79zł i zastanawiam się czy nie kupić sobie jednego opakowania na zapas. Z drugiej strony… Tyle jeszcze kremów przede mną do wypróbowania!

W każdym razie, gdyby moja opinia Cię zachęciła do jego wypróbowania, masz ostatnią szansę właśnie w Douglasie.

16:59

Postanowienia noworoczne? To NIE DLA MNIE.

Postanowienia noworoczne? To NIE DLA MNIE.
Jeszcze Ci o tym nie wspominałam, ale jestem beznadziejna jeżeli chodzi o wytrwałość w postanowieniach noworocznych, dlatego w tym roku nawet ich nie tworzyłam. Moim zdaniem, nie ma w tym najmniejszego sensu, jeżeli z góry wiem, że nie dam rady. Nie zdziwię się, jeżeli zaraz znajdzie się tutaj jakiś specjalista, który mi napisze, że z takim nastawieniem nic nie osiągnę. Specjalisto, zaczekaj chwilę! Przeczytaj tekst do końca, daj mi się wypowiedzieć i wtedy komentuj, pisz wszystko co tylko będziesz chciał, OK.? ;)
Tak, jak przed chwilą napisałam. Wiedząc z góry, że nie sprostam wszystkim postanowieniom, wymyśliłam sobie, że w tym roku będę je regularnie ustalać na dany miesiąc. Zbliża się koniec stycznia, więc mogę zrobić małe podsumowanie mojej dziesięciopunktowej listy na styczeń.

Punkty, których na dzień dzisiejszy jeszcze nie spełniłam (ale wciąż mam na to szansę):
  1. Wybrać zdjęcia do wywołania.
  2. Schudnąć cztery kilogramy.
  3. Przeczytać trzy książki.
Wymyśliłam sobie, że chcę aby w moim domu było pełno albumów ze zdjęciami. Wiecie, jesienny lub zimowy wieczór spędzony na kanapie pod ciepłym kocykiem z herbatą lub kawą i wracanie wspomnieniami do nie tylko letnich chwil… ale nie na komputerze. Pomimo pędzącej technologii są takie rzeczy, które w tradycyjnej formie mają swój jeden, jedyny i niepowtarzalny urok. Myślę, że albumy ze zdjęciami (wywołanymi, heloł!) są właśnie taką rzeczą. Zadanie niby banalne i proste do zrobienia, ale z drugiej strony znalezienie czasu aby włączyć komputer i przejrzeć wszystkie te foldery ze zdjęciami… Szczerze mówiąc już na samą myśl mi się odechciewa. Wspominałam o tym na mojej stronie na facebooku, (do której polubienia serdecznie zachęcam – znajdziesz ją w bocznej kolumnie na blogu) ale dopadła mnie choroba i ze względu na siedzenie w domu włącznie z weekendem, istnieje szansa, że w końcu zabiorę się za te nieszczęsne zdjęcia.

Kolejny punkt… Czterech kilogramów w pięć dni nie schudnę, ale jeżeli uda mi się schudnąć jeszcze kilogram to dokonam swojego postanowienia, a więc jak możesz się domyślić punkt ten będzie zaktualizowany pierwszego lutego – lub w pierwszy weekend lutego, kiedy to mam czas na wejście na wagę. W ogóle to kiedyś ważyłam się codziennie, teraz robię to raz w tygodniu… ale o tym napiszę Ci kiedy indziej. ;)

Z tymi książkami… Miałam już wyznaczoną nawet mini listę, odnośnie tych trzech pozycji, ale jeżeli faktycznie chciałabym wywiązać się z tej liczby książek w ciągu tego miesiąca (czyli, przypominam pięciu dni, jakie nam zostały ze stycznia) to zdecydowanie muszę zmienić tytuły. Przyznam się, iż idę trochę na łatwiznę i zmieniam dwa z tych tytułów na poradniki, które z reguły mają mniej tekstu niż książki fabularne, które miałam zamiar przeczytać… Ale no wiesz. Jakby nie spojrzeć, książka to książka.
Punkty, których nie spełniłam i nie ma szans, aby w tym miesiącu je spełnić:
  1. Wypijać codziennie dwa litry wody.
  2. Chodzić regularnie na siłownię trzy razy w tygodniu.
  3. Zacząć szczotkować ciało.

Tutaj chyba wiele pisać nie muszę. Wystarczy jeden rzut oka i wiadomo co i jak. W pięć dni nie odrobię dwunastu wizyt na siłowni (zaliczyłam, aż dwie) litrów sześćdziesięciu dwóch nie wypiję, a do szczotkowania ciała nie kupiłam nawet jeszcze szczotki. Podejrzewam, że to właśnie główny winowajca! Przecież, gdybym szczotkę miała to bym się szczotkowała ;) A tak na poważnie, cóż powiedzieć, cóż zrobić. Zastanawiam się tylko co z tymi punktami zrobić… przenieść na luty czy nie przenieść, o to jest pytanie.

Punkty, które udało mi się spełnić (yay!):
  1. Zrobić porządek w komodzie (pozbyć się nienoszonych już ubrań)
  2. Obejrzeć minimum dwa filmy.
  3. Spędzić jeden dzień bez logowania się do social mediów.
  4. Utrzymywać porządek.

Wiecie, jaka to jest radość? Są to pierwsze postanowienia od bardzo, bardzo, ale to bardzo długiego czasu, które udało mi się odhaczyć. Szczególnie dumna jestem z punktu numer trzy! W dzisiejszych czasach to wcale nie tak łatwe zadanie, niby tylko dzień, a jednak. Wymaga poświęcenia, szczególnie od osoby takiej, jak ja – mogłabym cały dzień scrollować fejsa.

Jak widzisz, coś mi się udało, nad czymś muszę jeszcze popracować no i są takie rzeczy, które po prostu nie wyszły. Łatwiej jednak jest mi to wszystko zweryfikować gdy dotyczy to jednego miesiąca zamiast dwunastu. Myślę, że taka metoda jest świetna dla wszystkich osób. Oczywiście Twoje postanowienia miesięczne mogą być zupełnie inne, dotyczyć zupełnie innych sfer życia itd.,

Niedługo będę przygotowywać listę na kolejny miesiąc. Z pewnością opublikuję ją na blogu i dam Ci znać jak mi poszło z tymi trzema punktami.  Moją opinią na temat książek również się podzielę, możesz być pewna!
A teraz powiedz mi, jak Ty sobie radzisz z noworocznymi postanowieniami? Robisz je w ogóle?

19:25

Wesele, czyli kilka moich rad... chyba.

Wesele, czyli kilka moich rad... chyba.
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie jestem w tej dziedzinie specjalistką, jednak swój ślub i wesele organizowaliśmy sami z mężem. Korzystając z rad, które dali nam przede wszystkim: managerka restauracji w jakiej odbywało się wesele, fotograf oraz DJ. I… i byliśmy naprawdę zadowoleni, dlatego też powstaje ten wpis. Pamiętaj jednak proszę, że każda z nas jest inna, inaczej reaguje na stres i każdej z nas odpowiada coś innego, a trzeba w tym wszystkim wziąć jeszcze po uwagę zdanie przyszłego męża. ;) To co? Bez zbędnego gadania przejdźmy po prostu do rzeczy:
            Zacznij od budżetu. Ustal widełki, nawet nie łódź się na tę niższą kwotę, a do najwyższej dolicz około dziesięć procent. Tak na wszelki wypadek, dla świętego spokoju. Wiesz… Nie będziesz się stresować, że Ci zabraknie, a gdy jednak okaże się, że jakimś cudem zostanie Ci jakaś sumka, to… nie ma na co narzekać. Powiem jednak szczerze, że w ogóle bym się nie zdziwiła, gdyby po wszystkim okazało się, że jednak coś jeszcze musisz dołożyć.
            Będąc na etapie planowania myślisz o wszystkim tylko ogólnikowo. Dopiero, gdy dochodzi do momentu w którym wszystko wybierasz już ostatecznie widzisz prawdziwy koszt. Oczywiście da się zrobić tanie wesele, ale na małą liczbę gości lub zamiast wynajęcia restauracji wybieracie jakąś salę, remizę i catering… chociaż z cateringiem też może być różnie. Masz znajomych, którzy brali ślub przed Tobą? Wypytaj ile mniej więcej na co wydali. Podpytaj jakie usługi u kogo polecają i czy faktycznie byli zadowoleni ze wszystkiego. Tylko wiesz… Nie pytaj koleżanki z którą widzisz się raz na sto lat, bo oczywiście powie, że z wszystkiego była zadowolona i nie ma na co narzekać, bo jej ślub i wesele było idealne, dokładnie takie jak sobie zaplanowała. Uwierzyła byś jej? Ja nie. Moim zdaniem zawsze jest jakaś wpadka, zawsze coś pójdzie nie tak, jak z góry było zaplanowane. Tylko… Co zrobić, aby owa rzecz nie zepsuła całej imprezy, która ma być cudowna i którą masz wspominać z uśmiechem na ustach? Z góry założyć, że nie będzie idealnie. U mnie nie było. Było kilka wpadek, ale wiesz co? Co z tego, skoro ja, mój mąż, rodzice jedni, drudzy, i wszyscy bliscy których zaprosiliśmy bawili się świetnie? W dodatku będą mieli co wspominać! Opowiem Ci o tym, ale może w kolejnym poście. Dzisiaj skupmy się na sprawach czysto organizacyjnych.
            Stworzyłam kiedyś listę rzeczy do zrobienia przed ślubem, którą się zaraz z Tobą podzielę. Nim jednak to zrobię powiem Ci, jak było w naszym przypadku: zgodnie z nią zrobiliśmy… łącznie pięć rzeczy. Z sześciu punktów składających się średnio z mniej więcej dziesięciu pod punktów, zrobiliśmy tylko pięć rzeczy. Tak, powtórzę. Zgodnie z listą (klik) zrobiliśmy pięć rzeczy. Z około sześćdziesięciu pozycji, zrobiliśmy pięć. Już mówię, które dokładnie:
1.      Ustalenie daty ślubu.
2.      Zarezerwowanie restauracji.
3.      Zarezerwowanie foto&video.
4.      Zarezerwowanie DJ’a.
5.      Ustalić budżet… Który przekroczyliśmy, więc teoretycznie zrobiliśmy cztery i pół punktu zgodnie z rozpiską.
Moja pierwsza, najważniejsza rada. Nie panikuj. Nie stresuj się. Nie nakręcaj się niepotrzebnie mówiąc sobie, że zostało już tylko dwanaście miesięcy. Nasze przygotowania tak naprawdę ruszyły pół roku przed ślubem, pomijając wcześniej wspomniane rezerwacje.
Ślub był w sierpniu. Zaproszenia wybieraliśmy w maju, rozwoziliśmy je czerwiec/lipiec. Suknię również wybrałam w maju (jadąc odebrać zaproszenia, czyli w sumie pod koniec maja). Buty kupiłam w dzień przymiarki sukni, gdy miała być już cięta (kupiłam jedną parę szybciej, ale okazało się, że mnie obcierały). Obrączki wybraliśmy w czerwcu. W czerwcu zaczęliśmy też nauki przedmałżeńskie i poradnię. Podziękowania dla gości jechaliśmy zamówić i wybrać tydzień przed ślubem. Dzień przed dostarczeniem ich do lokalu byłam je odebrać, a w dzień dostarczania alkoholu byliśmy kupić wina (wódka była chyba dzień wcześniej kupowana – nie pamiętam, tym zajmował się mąż). Około dwóch tygodni szybciej kupowaliśmy też garnitur dla męża.
Konkretny:
1.      Jeżeli Twój ślub finansują lub współfinansują rodzice i/lub przyszli teściowie, pamiętaj, że wypada wziąć pod uwagę ich zdanie, jednak nie pozwól aby organizowane wesele było ich. To wciąż Wasz dzień, a rodzice/teściowie muszą o tym pamiętać. Pod żadnym wypadkiem nie wszczynaj kłótni, bo to akurat nie ma najmniejszego sensu. Rozmowa i delikatne sugestie.
2.      DJ czy zespół? Odwieczny konflikt pomiędzy jednym i drugim. I DJ i zespół, jeżeli nie są dobrzy mogą zepsuć wesele, a tak naprawdę to głównie dzięki nim wygrywamy, albo przegrywamy. Nikt nie będzie się dobrze bawił przy fałszujących śpiewakach, nikt nie będzie się dobrze bawił, gdy DJ będzie jedynie stał za konsolą. My z góry wiedzieliśmy, że bierzemy DJ. Wytypowaliśmy dwóch, pierwszego z którym się spotkaliśmy wybraliśmy od razu rezygnując ze spotkania z drugim… Dlaczego? A bo nas porwał, bo znaleźliśmy wspólny język, ponieważ nadawał na tych samych falach co my, a później jak się okazało grał na imprezach, na których byli nasi znajomi i byli nim zachwyceni. Ja też. Bardzo, bardzo. Tak naprawdę Damian zrobił nam całą imprezę. Nie tylko puszczał muzykę, ale i bawił się z nami zachęcając gości do tańca. Parkiet praktycznie non stop był pełen!
3.      Zastanów się dwa razy przed autokarem. Wypytaj dokładnie gości czy na pewno chcą być odwiezieni. U nas okazało się to wydatkiem niepotrzebnym, bo ostatecznie wracało nim może z osiem osób, ale to też kwestia komunikacji. Przy rozdawaniu zaproszeń po prostu zapytaj wprost, czy chcą skorzystać z transportu zapewnionego przez Ciebie, czy poradzą sobie sami.
4.      Słuchaj managera/ki restauracji. Ona dobrze wie co robi. To nie jej pierwsze wesele i chętnie podpowiedzą co i jak, co się sprawdza w ich pomieszczeniu, a co nie. Nie upieraj się jak osioł przy swojej decyzji, jeżeli ona podpowiada Ci inaczej – ona wie lepiej… Z reguły. Ale nie martw się! Wyczujesz to, czy zna się na rzeczy czy nie.
5.      Wybór sukni ślubnej… Ponoć warto wziąć przyjaciółki, koleżanki. Nauczyliśmy się w amerykańskich filmach, że na przymiarki jeździ się wręcz z bandą znajomych. Zastanów się dwa razy, czy osoby które chcesz wziąć na pewno powiedzą Ci prawdę, gdy będziesz w sukni wyglądać jak beza, zamiast jak księżniczka. ;)
6.      My alkoholu mieliśmy zdecydowanie za dużo. Mamy jeszcze kilka luźnych butelek wódki i cały, nierozpakowany karton. W dodatku kilka butelek wina wciąż stoi na korytarzu i czeka na dobrą okazję…

Wiesz co? Nie wyobrażam sobie organizowania ślubu krok po kroku według tych wszystkich poradników, ani nawet według listy, którą sobie sama stworzyłam. Dlaczego? Razem z mężem… jesteśmy dość spontaniczni.
Jak widzisz, ten post jest taki ogólnikowy. Zawiera kilka rad, chociaż więcej w nim opowieści z własnego doświadczenia. Następny post z serii weselnej będzie ściśle dotyczył Panny Młodej i jej zakupów i… Będzie zdecydowanie bardziej uporządkowany.
Jesteś po czy przed ślubem? Denerwujesz lub denerwowałaś się czymś w szczególności? Opowiedz mi i czytelnikom o tym! O swoich przygotowaniach lub najpiękniejszych wspomnieniach. ;)

22:28

Fototapeta...?

Fototapeta...?
Fototapeta… Przez długi czas uważałam ją za coś całkowicie obciachowego, zresztą! Założę się, że widząc niektóre sama, myślałaś dokładnie tak samo jak ja (przypomnij sobie tylko ich początki!). Wiesz co? Przepadałam. Całkowicie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem to na głos, ale… zakochałam się w fototapetach. Wpisywanie kolejnych fraz w znane wyszukiwarki, momentami, aż zapiera mi dech w piersiach. Ekscytacja sięga zenitu, gdy naciskam strzałkę w bok, a moim oczom ukazują się takie cuda.

Świat się zmienia. Technologia się zmienia. Wszystko idzie do przodu, wręcz pędzi. Czasami wypowiadam słowa, zarzekam się, zapieram rękoma i nogami, walczę aby nie ulec i… Poddaję się, po prostu macham białą flagą i przyjmuję to, starając się z całych sił zapomnieć o wcześniejszych, wypowiadanych przeze mnie słowach, no bo jak to, tak? „W moim domu nigdy nie będzie fototapety.”, mówiłam jeszcze niedawno, a teraz? Powtórzę się: P R Z E P A D Ł A M.
Zresztą! Sama zobacz, jakie można mieć teraz cuda na ścianach w pomieszczeniach. Nie zakochałaś się? Nie rozumiem, jak to? Ja już kombinuję, gdzie, jak i kiedy. Dziś śmiało mówię fototapeta będzie. Nie wiem jeszcze tylko, czy od razu czy przy remoncie za parę lat… ale będzie! 
I co? Jestem pewna, że sama już zastanawiasz się, gdzie by ulokować na swoich ścianach takie cudo! A to tak naprawdę tylko szczypta z tego, co udało mi się znaleźć. Tak wiele inspiracji, najgorsze jednak przede mną, no bo jak tu się zdecydować tylko na jedno? Masz jakieś swoje wnętrzarskie marzenia? Z racji kupna domu, prawie w każdej wolnej chwili oglądam różne pomysły i inspiracje. Jeżeli Cię to interesuje zapraszam na mojego pinteresta, tam na tablicach znajdziesz znacznie więcej niż w tym poście. 

19:19

Lista slubnych przygotowan.

Moja, mała lista ślubno-weselna podzielona na poszczególne miesiące.

12 miesięcy przed ślubem.
1. Ustalić datę.
2. Ustalić budżet.
3. Wybrać kościół, w którym odbędzie się ceremonia zaślubin.
4. Stworzyć wstępną listę gości.
5. Zarezerwować restaurację.
6. Zarezerwować DJ'a.
7. Zarezerwować fotografa i kamerzystę.
8. Znaleźć zespół, który zajmie się oprawą muzyczną mszy.
9. Zamówić próbki zaproszeń oraz zawiadomień.
10. Wybrać świadków/druchny i drużby.
11. Odwiedzić salony sukien ślubnych.
12. Zrobić rozeznanie w obrączkach.

9-8 miesięcy przed ślubem.
1. Nauki przedmałżeńskie!!
2. Wybrać kolor przewodni!
3. Podróż poślubna!
4. Skorygować listę gości.
5. Zamówić wybrane zaproszenia i zawiadomienia.
6. Rezerwacja urlopu na kilka dni przed ślubem oraz na podróż poślubną.
7. Rezerwacja samochodu jakim będziemy się wozić tego dnia
8. Zarezerwować florystkę.
9. Potwierdzić datę i godzinę ślubu w kościele.

7-6 miesięcy przed ślubem.
1. Załatwić wszystkie formalności! (6 miesięcy przed)
2. Zbieramy potrzebne dane kontaktowe do gości.
3. Lista prezentów? (jeszcze się nad tym zastanawiamy...)
4. Zarezerwowanie wszystkich usług związanych z pięknym wyglądem panny młodej
5. Zamawianie obrączek.
6. Ubieramy Pana Jot!
7. Kupno alkoholu.
8. Zamówić podziękowania dla gości.
9. Wybrać prezenty dla rodziców.
10. Transport dla gości.
11. Rozesłać/rozwieść zaproszenia.
12. Degustacja tortu oraz zamówienie.
13. Zdecydować się w końcu oraz zarezerwować podróż poślubną.

5-4 miesiące przed ślubem.
1. Zamówić księgę gości.
2. Zamówić winietki, menu, zawieszki itp.
3. Zapisać się na kurs tańca - wybrać piosenkę do pierwszego.
4. Stworzyć listę piosenek, których nie chcemy na naszym weselu, oraz listę piosenek, które koniecznie muszą się pojawić.
5. Spotkać się z fotografem i kamerzystą aby omówić naszą wizję co zdjęć oraz filmu.
6. Spotkać się z DJ'em i omówic wszelkie zabawy weselne.
7. Umówić się na próbną fryzurę.
8. Umówić się na próbny makijaż.
9. Skontaktować się z obsługą sali weselnej i ustalić dekoracje.
10. Skontaktować się z florystką (zamówić kwiaty!)
11. Kupno butów!
12. Oraz całej reszty! (Dodatki, bielizna itp.)

3-2 miesiące przed ślubem.
1. Zebrać potwierdzenia od gości.
2. Potwierdzić ilość gości w restauracji oraz firmie obsługującej transport.
3. Kontrola u stomatologa.
4. Zabiegi upiększające.
5. Ścisła dieta - dla panny młodej jak i pana młodego!
6. Ostatnie przymiarki sukni.
7. W razie problemów, kolejna próbna fryzura i makijaż.
8. Stworzyć plan tego dnia.
9. I rozesłać go do wszystkich podwykonawców.
10. Ustalenie menu ślubnego.
11. Potwierdzenie wszystkich terminów.
12. Obrączki - ewentualne poprawki.

Mniej niż miesiąc przed ślubem.
1. Wieczór panieński/kawalerski jeśli takowe będą.
2. Przygotowanie wszystkich, potrzebnych dokumentów do ślubu.
3. Przymiarka sukni z wszystkimi dodatkami.
4. Przymiarka garnituru z wszystkimi dodatkami.
5. Odbiór obrączek. NIE ZGUBIĆ!
6. Rozchodzenie butów ślubnych.
7. Wybrać osoby odpowiedzialne za poszczególne kwestie.
8. RELAKSOWAĆ SIĘ.
9. CIESZYĆ SIĘ TYM DNIEM. (nawet jeżeli coś pójdzie nie po mojej myśli)
Copyright © 2016 Pomaranczove , Blogger